Pomimo tego, że stan Nowy Jork jest największym producentem jabłek w Stanach Zjednoczonych zaraz po stanie Waszyngton, to przydomek miasta nie ma z tym nic wspólnego.
John Fitz Gerald, reporter terenowy i pisarz wyścigowy nowojorskiej gazety „New York Morning Telegraph”, usłyszał w Nowym Orleanie, że Afroamerykanie chcą pojechać do „wielkiego jabłka”, co nawiązywało generalnie do chęci zobaczenia wyścigów konnych, których tory uważane były za duże, okrągłe miejsca.
Zaczął on stosować w artykułach ten przydomek, a z kolei w środowisku muzyków jazzowych, przyjęli go jako synonim wielkich klubów jazzowych z Nowego Jorku.
Nazwa ta nie przetrwała jednak długo i dopiero na początku lat 70-tych, agencja Charlesa Gilleta, użyła go na nowo w kampanii reklamowej, mającej na nowo przywrócić miastu pozytywny wizerunek. Od tego momentu przydomek „Big Apple” na stałe przylgnął do miasta.